środa, 9 marca 2016

Pierwsze razy

No tak krótko po ostatnim poście, ale muszę, póki pamiętam, bo się dzieją rzeczy.
Mianowicie...

...6 marca to w Wielkiej Brytanii Dzień Matki ;) i jakoś zupełnie późno i z wielkiego zaskoczenia do mnie dotarło, że to mój pierwszy w życiu Dzień Matki! Drugi zamierzam obchodzić 26 maja :P


I dzień ten okazał się wyjątkowy i "pierwszy" pod kilkoma względami również dla Stacha ;)
Dostał od Taty specjalny automobil (mobil - bo umożliwia poruszanie się, auto - bo dzieje się to automatycznie, bez specjalnego wysiłku Stacha), w który zresztą już od nowości ledwo się zmieścił (najnowsze pomiary: 5.90kg... mama już ledwo podnosi...). Sprzęt ten umożliwił nam sprawne zakupy w IKEI, ponieważ okazało się, że siusiamy już tak często i obficie, że nasze 8 ochraniaczy antymoczowych na przewijakach już nie dawało rady.. :P
[No, a jak wiadomo - po takowe koniecznie trzeba jechać do IKEI, gdzie wydaje się mniej-więcej 7 razy tyle, ile się planowało przed opuszczeniem domu, a potem i tak orientuje się, że brakuje czegoś jeszcze]


Wrażenia nie skończyły się jednak na samej wizycie w sklepie - zafundowaliśmy Stasiutkowi jeszcze bardzo wyjątkową noc, bo po raz pierwszy (w wieku 6.5 tygodnia) położyliśmy go spać w jego docelowym łóżeczku (kojcu)... które to stoi w innym pokoju, niż ten, w którym śpią rodzice.. ;) Odległość naszych łóżek przez ścianę, to mniej więcej 2 metry i drzwi wszędzie otwarte, więc dobrze się nawzajem słyszymy... ale i tak jest to dla nas wielki krok. Ewidentnie tylko dla nas - rodziców, bo Stach wydaje się nie zauważać różnicy i śpi słodko i spokojnie niezależnie od lokalizacji :P




Złamaliśmy tym samym podstawowe zasady H&S, jako, że rekomendują spanie z dzieckiem w pokoju do 6ego miesiąca - więc nikomu na wszelki wypadek nie mówicie.
Jeśli chodzi o długość snu nocnego, to stoimy na razie stabilnie w 4-5 godzin, które wypadają bardzo różnie (zawsze w innych porach), więc z wysypianiem się u nas wciąż jeszcze nie najlepiej, ale nie narzekamy - zawsze lepsze to, niż pierwotne pobudki co 2.5 - 3 godziny ;)


Wkrótce po Dniu Matki przyszła pierwsza wizyta u lekarza Stasiutka (8/03), którą przeszedł prawie bez płakania (ponoć wszystkie dzieci nie przepadają za badaniem stawów biodrowych) i Pan Doktor Ciapatek powiedział, że wszystko jest super i że z szyją bardzo dobrze, Stachu - mimo tuszy - jest silnym chłopem! ;)
Poza tym, nie wspominałam ostatnio, przeziębiliśmy się z Pawłem i cały poprzedni tydzień było z nami cokolwiek nie najlepiej... a nasz mały Skubaniec się w ogóle, ale to w ogóle nie zaraził :D za nic mu były nasze smarki i prątki, w ogóle nie zwracał na nie uwagi. Bardzo dumni z nas rodzice... ;)
A w ogóle, to 3 lata temu w dzień kobiet się zaręczyliśmy! :D I tak się to wszystko zaczęło... ;)



No, a poza tym - jestem winna przeprosiny, bo zupełnie zignorowałam ostatnie dokonania Pawła i haniebnie przemilczałam je na blogu...
Otóż Paweł w ramach swojego nieograniczonego wsparcia, jakie mi daje podczas ciąży i wczesnego macierzyństwa, postanowił wziąć na siebie nie tylko większość nocnych zmian, sprzątanie i robienie zakupów, ale również i gotowanie!
Ostatnio zaczął nawet robić użytek z pięćdziesięciu czterech książek kucharskich Jamiego Olivera, które posiadamy i jemy teraz naprawdę wykwintnie! I przede wszystkim - przepysznie! ;)))


[Termometr wbity w nogę martwej owcy to absolutny must-be; bez tego cała potrawa się nie liczy

P.S. Mamy także i jedną przykrą wiadomość - Stachu miał kiedyś włosy (foto poniżej); obecnie prawie całkowicie wyłysiał... ma tylko śmieszne kępki z tyłu głowy... ;p 


J.La

Brak komentarzy: