środa, 31 sierpnia 2016

Ashby Dream

Pamiętacie, jak tuż przed naszym ślubem Paweł wymyślił, że będzie zmieniał pracę i że przyjmie ofertę zza granicy, i jak kazał mi złożyć wypowiedzenie i się razem z nim wyprowadzić w "nieznane"..?
Ja pamiętam to bardzo dobrze. A gdybym nawet na chwilkę zapomniała, to nic nie szkodzi, bo Paweł dokłada wszelkich starań, aby pozostało to żywe w mej pamięci.
Pewnie część z Was już wie, że w wakacje Pawcio brał udział w jednym procesie rekrutacyjnym, i pewnie wiecie też, że udało mu się być skutecznym. Niestety Jego nowa praca wymaga przeprowadzki do innej części Wyspy, zdecydowanie na północ.
Jeszcze nie wiadomo, co ze mną i moim powrotem do pracy oraz rychłym wypowiadaniem umowy, wszystko to będzie się rozgrywało na dniach i tygodniach. Cóż, w najgorszym wypadku będę znów przez pół roku bezrobotna ;)
Jak to w życiu - coś się kończy, coś się zaczyna; moja kochana drużyna siatkarska się rozsypała, więc i tak w tym sezonie nie mogłabym już z nimi grać, więc może to i dobrze, z kolei już zaczynamy się rozgladać za drużynami w okolicach Yorku, jak również intensywnie sprawdzamy ceny nieruchomości w tamtych rejonach... i pocieszające jest to, że jest taniej ;) Przed nami wiele niewiadomych, początek przyszłego roku będzie pełen nowości i niespodzianek.


Przed Pawłem ostatni miesiąc pracy w naszym biurze, a przede mną pierwsza rozmowa twarzą w twarz z moim nowym (wkrótce byłym) przełozonym. Jedną telefoniczną mamy już za sobą i muszę przyznać, że nie zaliczam jej ani do udanych, ani przyjemnych... W szczegóły w internetowych przestrzeniach nie będę się wdawała, powiem tylko, że już na samym początku nie poczułam się zachęcona do współpracy.
Z rzeczy przyjemniejszych - ostatni weekend był tutaj dłuższy o jeden dzień (poniedziałek był wolny od pracy), co już samo w sobie jest miłe, ale my zrobiliśmy coś fantastycznego i w niedzielę pokonaliśmy 200km, aby dotrzeć nad morze do Bridlington, gdzie, po pierwsze - grałam w siatkówkę na plaży, a po drugie - zwiedzaliśmy okolicę z myślą o nie tak dalekiej przyszłości ;)


Dawno już nie miałam przyjemności grać na prawdziwej plaży, a akurat tamtej niedzieli trafiła się pogoda do gry idealna (bez wiatru, nie za gorąco, bez słońca), do tego poznaliśmy osoby znaczące dla lokalnego siatkarskiego światka, z którymi mamy nadzieję utrzymywać kontakty, no i oczywiście już się zapowiedzieliśmy na przyszły rok ;)
Oczywiście znów daliśmy plamę i nie wzięliśmy ze sobą aparatu fotograficznego, zatem wszystko, co mogę Wam pokazać z plaży w Bridlington to dwa fatalne ujęcia z mojej beznadziejnej komórki...



Dla tych, którzy sądzą, że nasz kochany Bałtyk jest za chłodny, aby się w nim kąpać - kochani, polecam Wam wsadzić stopę w Morze Północne ;)))
Z różnic, dodam jeszcze, że mają tam troszkę inne małże, niż te bałtyckie, bo te oto są uroczo nibieskie:


Z wieści domowych, to jesteśmy w trakcie przygotowań do przyjazdu Mamusi-babci, a w dalszej perspektywnie - do wyprowadzki. Stachu dalej rośnie, na szczęście teraz już trochę bardziej na długość, niż (jak dotąd) na szerokość (dzisiejszy pomiar: jedyne 8.9kg), no i jest coraz bardziej mobilny, choć (szczęśliwie!) jeszcze nie raczkuje!



Ewidentnie, ostatnio rozwija się intelektualnie... ;)
Aby usprawnić jedzenie i troszke pomóc mu w nauce siadania zakupiliśmy fajowe siedzonko, które Stach od razu polubił, w każdym razie bardzo się nim zaciekawił (bardziej, niż samym siedzonkiem, kolorywymi kółeczkami, przymocowanymi do stoliczka).


No i muszę przyznać, że pogoda jest całkiem letnia, nie ma nieznośnych upałów, jak nie powiem gdzie, ale przyjemne "pod 20" i dość sucho, naprawdę, nie mamy na co narzekać. Wreszcie możemy zacząć doceniać w praktyce nasz mikroogródek ;) Mam wrażenie, że przez te półtora roku, które tu spędziliśmy, prawie w ogóle z niego nie korzystaliśmy (poza tym, że Paweł co chwila kosił trawę).
  



Aha - no i zapomniałabym - mamy teraz zalążki polskiej telewizji! :D
A na północy podobno jest trochę więcej śniegu zimą, myślę, że choćby dlatego warto rozważyć przeniesienie w tamte strony... ;)


J.La

3 komentarze:

tojawieszkto pisze...

YORK, kiedy to było? Chyba sierpień 1974, dojechałem z Londynu autobusem, było już późno, chyba koło północy. Nie miałem żadnego zaklepanego na tę noc noclegu, było ciepło, ławka w parku gdzieś koło katedry, plecak pod głowę. Rano mnie obudził sympatyczny policjant.
Pozdrawiamy Was serdecznie
Ania i Konrad

Unknown pisze...

Bardzo dziękujemy za pozdrowienia i za komentarz! ;)
Również pozdrawiamy cieplutko!

Asia i Paweł

Unknown pisze...

Jednak poszukamy innych rozwiązań noclegowo-bytowych ;)