czwartek, 28 września 2017

Jak tu nie ubóstwiać własnego dziecka..?




Ach... jesteśmy coraz bardziej zakochani w Paniczu Stanisławie.
Wciąż się do nas nie odzywa, ale mimo tego dość dobrze radzimy sobie z komunikacją (o ile szybko reagujemy na Jego wyciągnięty, rozkazujący palec - wszystko jest w porządku).
Okazuje się, że czekanie na pierwsze i drugie "mama" może ciągnąć się w nieskończoność, szczególnie kiedy okazuje się, że syn używa "tata" w stosunku do obydwojga rodziców.



Tak, ja również jestem "tata", ale traktuję to raczej jako nobilitację - w ustach Stasia to zawsze brzmi tak poważnie, z szacunkiem i uczuciem...
Jesteśmy przedumni z faktu, że tak cudownie radzi sobie w starszej grupie, że szybko się odnalazł wśród innych dzieci (uwaga - teraz trzyma się z Matyldą... widziałam któregoś dnia rano, jak pchali razem wózek z lalkami!), a Jego kumpel Tristan dołączy do nich już w przyszłym tygodniu ;)
Nie spodziewaliśmy się, że tak dużo się zmieni, w końcu Staś tylko przesiaduje dniami w innej sali, po prostu rano skręcamy z korytarza w lewo, zamiast w prawo... Okazało się, że dużo więcej fajnych rzeczy się tam dzieje. Jest dużo pluskania w wodzie (od pradawnych dziejów Stasia ulubiona czynność), znaczna część dnia spędzana na dworze, dużo malowania i klejenia, i takie trochę "dojrzalsze" zabawki ;)


I to nie jest tak, że zupełnie nic poza "tata nie mówi; poza nieśmiertelnym "papa" (bardzo często żegnamy i witamy na ulicy obcych ludzi, to jest zresztą strasznie miłe) i "dać/ś!" jest jeszcze "ball-ball" (nie wiedzieć czemu podwójnie..? i po angielsku...) - co oczywiście oznacza piłkę. Piłki klasyfikują się wśród najbardziej lubianych zabawek. Szczególnie te, które mieszczą się do buzi. Kariera siatkarza jest już niemal pewna.
Stachutek jest cudowny i robi dużo cudownych rzeczy - na przykład kicha podwójnie: a-psik-psik! Prawie za każdym razem :P
(Na szczęście) je już troszkę mniej, ale wciąż sporo.


Bardzo lubi bazgrać długopisem i to jest też cudowne, jak próbuje chwycić go tak, jak my, ale sobie jeszcze nie zawsze radzi... i to przejęcie na twarzy, kiedy robi te wszystkie "dorosłe" czynności... Staś pomaga nam codziennie rozładowywać zmywarkę, a ostatnio nawet wkłada sam tabletkę (najpierw ją sam wyjmuje z torebki z szafki pod zlewem, do której teoretycznie nie ma dostepu). Wyciera sobie nosek, często wyciera również wszelkiego rodzaju rozlania na stole podczas jedzenia - trzeba mu podać chusteczkę i on czyści, no bo co? Brudne takie ma być..? Pomaga z praniem, no i odkurzanie... Odkurzenie zdecydowanie jest numerem jeden. Nawet przed rysowaniem, które stoi dość wysoko.


Nasze środy teraz wyglądają już trochę inaczej z uwagi na aurę - już tak chętnie nie wychodzimy do parków, ale za to w tym tygodniu poczulismy się bardzo "posh" i aż poszlismy do Galerii Sztuki!


Trudno mi porównywać to polskich, bo znowu tak za bardzo się nie ukulturalniałam, ale tutaj bardzo się starają udostępniać wszytsko dzieciom w takiej formie, by je zaciekawić i zachęcić. Tak więc wcale nie skupialiśmy się na głównej atrakcji - ceramice Pablo Picasso, wypożyczonej York Art Gallery dzięki uprzejmości Pana Attenborough (nie wolno jej fotografować, ale jak się mocno przyjrzycie, to zobaczycie talerz z kozą), ale biegaliśmy, chuchaliśmy na szyby i mazaliśmy kredkami i ołówkami na wszystkich stronach szkicowników dla gości, a co! Było strasznie fajnie, szczególnie w kąciku piknikowym dla dzieci, a na koniec poszliśmy nawet coś przekąsić w kafejce i okazało się bardzo smacznie!





Staś, zafascynowany twórczością Pablo Picasso równie jak mama, nie mógł wyjść z galerii bez gumowej kaczki stylizowanej na samego Mistrza... No, nie godziło się.
[od strony kupra pewnie słabo widać, ale ma beret i trzyma pędzel i paletę]


Aura nie aura, ale wciąż trochę wychodzimy, a że Panicz zrobił się już zdecydowanie za ciężki na noszenie, a zbyt dorosły na wózek - rozejrzeliśmy się za innym środkiem lokomocji (dzięki ci Gumtree!)...



Jeszcze nie jesteśmy całkowicie oswojeni, wciąż wolimy pchać, niż jechać i zupełnie nie wiadomo do czego służą pedały.. ale idzie coraz sprawniej ;)



W powietrzu czuć już chłodnawą jesień i liście na drzewach schną, ostatnie koszenia trawy w ogródku... i szykujemy się do kolejnej długiej jesienio-zimy, urozmaicanej siatkówką na hali!
Tak - moja kostka wreszcie wydobrzała i mogę regularnie trenować, ba! Już nawet zagrałam swoje pierwsze mecze :D A moi najdzielniejsi Kibice byli ze mną ;)
Cóż... teraz tylko odliczać dni do zimy, już się powoli nie mogę doczekać ubierania choinki... i kombinuję, jak tu tanio zorganizować jakieś świetlane reniferki przed domem...

J.La

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Coś długo nic nie piszecie na tym blogu. A my (to znaczy Arek i Mednis) są ciekawi co u Was !!!. Czekając na nowe wiadomości od Was osuszamy Pawle twoją starą szafę :)

Pozdro dla całej rodziny Langwaldów
Arek i Willi