niedziela, 10 września 2017

Powoli nadciąga jesień




Najwyraźniej nie jestem w stanie się zebrać do zrobienia dla Was więcej, niż jednego wpisu w miesiącu. A czasem nawet i nie. O.
Chciałabym napisać, że nie mogłam, bo cały czas leżeliśmy chorzy albo tak strasznie było nam ciężko w pracy.. ale nie mogę. Po prostu rozkoszowaliśmy się latem ;)
Wiem, że pisałam już milion razy, ale pogoda tego lata w Anglii była naprawdę niesamowita. Cieszyliśmy się ciepłem i słońcem naprawdę długo, a co ciekawe - tak, jakby szanowna Aura dokładnie wiedziała kiedy kończymy tegoroczny sezon plażowy i tuż po ostatnim granym weekendzie nagle pozwoliła sobie na spadek temperatury i deszcze ;)




Ale ale - co do minionego sezonu plażowego należy podkreślić, że największym bohaterem był Staś; podarował nam takie pokłady cierpliwości i wytrzymałości, jakich nawet nie śmielibyśmy oczekiwać. Dzielnie znosił wiatry, upały, rzadko zmieniane pieluszki, piach wszędzie i diety bananowo-owsiankowe, a do tego nie płacząc znowu tak dużo.
Co do naszych sportowych osiągnięć, to nie było szczególne mocno, ale mi udało się raz dotrzeć do finału naszych Yorkshire Series i w nim przegrać, zdobywając srebrny medal, co było dla mnie (po dłuuugiej przerwie) dobrym rezultatem. 




Myślę, że na piachu pokazałam się nieźle, a teraz - UWAGA - informacja z ostatniej chwili: udało mi się rownież dobrze pokazać na halowym przesłuchaniu i zostałam zaproszona do drużyny ;)
Od następnego wtorku zaczynam trenowanie i bardzo bardzo nie mogę się doczekać :D
Należy napomknieć o mojej kostce, która ma się całkiem dobrze; udało mi się znaleźć nową rehabilitantkę (co nie było aż tak szalenie trudne, jako, że to jedna z zawodniczek z mojego nowego Klubu), która po pierwsze właściwie zdiagnozowała problem, a po drugie - zaproponowała ćwiczenia, które naprawdę pomagają. Jestem na dobrej drodze ;)

Tak sobie myślę... od naszego powrotu z wakacji w Polsce i kempingu w Bridlington sporo się wydarzyło. Najbardziej wiekopomne to chyba odwiedziny rodziny. Było nam strasznie miło gościć Was, a szczególnie miło jest patrzeć, jak Stach się bawi ze starszym kuzynostwem... Szkoda, że widuje ich tak rzadko, mamy nadzieję nadrobić w przyszłoroczne wakacje ;)






Cieszymy się z Pawłem, że możemy krzewić siatkówkę wśród młodzieży. Nawet jeśli odbywa się to kosztem naszej trawy, o którą tak pieczołowicie dbam tego lata (koszenie co 7-10 dni, dosiewanie, podlewanie, opryski przeciwmchowe i wykopywanie mleczy).
Udało nam się wspólnie odwiedzić kilka ciekawych miejsc, szczególnie bardzo podobało nam się nad morzem w Zatoce Robin Hooda ;)








Zdarzył się też mniej przyjemny akcent... nasze kochane czerwone Audiątko zaniemogło i musieliśmy w trybie natychmiastowym je zutylizować (na szczęście mamy sąsiada, który się takimi sprawami zajmuje). No ale nie ma tego złego i teraz uskuteczniamy z Pawłem nie lada facecję, lansując się "pasującymi" samochodami :D



[Moja jest ta mniejsza - bardziej sportowa sylwetka - po lewej]

Poza tym Paweł coraz więcej pracuje poza domem, ja dalej rozkoszuję się wolnymi środami. Bywamy ze Stasiem w środy na basenie (leniuch, tylko leży na moich rękach, jak kłoda i nie rusza nogami, ani rękami), chodzimy na spacery, nawet, jak pada deszcz i cieszymy się sobą ;)





Udało nam się kupić używany płaszczyk i poważne buty z gumową podeszwą i teraz świat jest nasz! Staś we wrześniu został promowany do Pretoddlersów i teraz trochę inaczej się zachowuje - wraca jakiś taki bardziej podekscytowany do domu i jeszcze więcej się śmieje, i jeszcze więcej je.. ;)








Wciąż chyba zaskakuje nas rodzicielstwo, czasem nie możemy się nadziwić nad tym, jak ta mała istotka zmienia nasze życie i ile szczęścia wnosi...
Zbliżając się do wieku 20 miesięcy Staszek już zdecydowanie wyraża swoje opinie (wciąż nie mówiąc nic w żadnym ze znanych nam języków). Jeśli tylko próbujemy mu odmówić tego, czego żąda - oj, mamy kłopoty. Cóż, próbujemy być twardzi i wprowadzać pewne elementy dyscypliny, ale nie jest to takie proste, jak nam się kiedyś wydawało.
Stasiowa miłość do piesków jakoś przygasła (zaczął się ich troszke bać) natomiast słabość do kotków - jakby coraz większa...






Musimy się również zatrzymywać przy wiewiórkach w parku, no i niezmiennie interesują nas ptaszki.






Dzisiejszy dzień - jako, że była sobota niezakłócona żadnym dyżurem - udało nam się spędzić cały dzień rodzinnie, trochę pracując w domu: mama zajęła się obiadem i praniem, tata z synem urządzali w salonie salę kinową... nie obyło się bez wiercenia w suficie i ogólnego bałaganu, ale efekt już teraz (mimo nie zakończenia wszystkich prac) jest powalający...






...a potem, mimo przelotnych ulew - na długim spacerze w miasto ;)


[tak, u nas w Yorku rosną żółte drzewa]




Stach nie zadowala się już byciem wożonym w wózku... Staś chce teraz sam pchać/ciągać swój wózek, kochane pomocne Maleństwo. Pomaga również rozładowywać zmywarkę, podając nam naczynia. Czasem niestety angażuje się tak mocno, że wyjmuje ze zmywarki brudne...
Jak wspominałam wcześniej - miewamy problemy z dycypliną...



...ale jest niesamowitą małą dzielną Iskierką!




[a tu tak na koniec chwalę się jak rozwija się mój paznokciowy talent ;p]

J.La

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Pozdrowienia od Willego, Piotra i Arka z laboratorium płynów :) Akurat prowadzimy bada nad przepływami.

Anonimowy pisze...

pozdrowienia od Piotra ;-))
Może znajdziesz mój e-mail w arhiwum
w razie czego 601 322 1 XX

Anonimowy pisze...

archiwum 8-()