niedziela, 21 czerwca 2015

Czerwcowo

Pamiętacie jeszcze, co się działo w czerwcu zeszłego roku..?
My zdecydowanie tak, był to dla nas miesiąc bardzo ważny i bardzo intensywny ;)
Częściowo "odświętowaliśmy" naszą pierwszą rocznicę dwa tygodnie temu w Sheffield Arenie, ale samego 18 czerwca świętowaliśmy lokalnie, w Ashby. Po pracy przebraliśmy się, aby odpowiednio godnie się prezentować i poszliśmy "na miasto" - to jest do mojej ulubionej restauracji Zamanis, a potem - uwaga - do teatru.




Tak, właśnie - mamy na wiosce teatr ;) I to nie byle jaki, bo amatorski! :p
Jakiś czas temu zostaliśmy zachęceni przez znajomego z pracy do obejrzenia wysiłków członków lokalnego kółka teatralnego i zamówiliśmy bilety właśnie na naszą rocznicę.
Zarówno jedzenie, jak i sztuka nas nie zawiodły, szczególnie przedstawienie okazało się bardzo a propos, bo traktowało o perypetiach dwóch małżeństw - z wieloletnim stażem oraz młodego.







Paweł cały czas okazywał mi uczucia i mnóstwo zaangażowania. Ja zamówiłam wykwintną wołowinę z niebiesko-serowym pure i dzikimi grzybami... Paweł pizzę.

Tak to upłynął nam czwartkowy wieczór, a już następnego dnia wieczorem - doczekaliśmy się gości! Co prawda żyjemy na tej samej wyspie, a jednak zdecydowanie za rzadko się spotykamy, na szczęście wreszcie się udało i cała londyńska czwórka przyjechała do nas w odwiedziny ;)
Zrobiło nam się jeszcze bardziej miło, bo okazało się, że pamiętali o naszej rocznicy i przywieźli domowej roboty sernik! Dziękujemy Helenko ;)


Mimo przelotnych opadów, udało nam się również pochwalić naszymi boiskami i - dzielnie, częściowo w deszczu - aktywnie spędziliśmy pół soboty.
Wieczorem okupowaliśmy ogródek, racząc się (jak i całe sąsiedztwo) kłębami dymu z grilla ;)
Możemy już oficjalnie potwierdzić - nasze aktualne lokum nadaje się do goszczenia czteroosobowej grupy gości, więc, śmiało - odwiedzajcie. Udało nam się nawet zmieścić w szóstkę przy rozłożonym stole w mikro-jadalni, co było moją największa obawą.
To był (wciąż jeszcze jest) bardzo miły weekend. Dziękujemy za towarzystwo, chyba było nam tego bardzo potrzeba.


Wciąż czekamy na przyjście lata.. spoglądamy na upalne prognozy dla Warszawy z tęsknotą; tutaj doświadczamy kilkunastu stopni - czasem 12-14 z deszczem i wiatrem (brrr), czasem 16-18 z elementami słońca - wtedy robi się naprawdę miło, jakby była jednak szansa na lato.
Ciekawe, bo temperaturę, jaka zaskoczyła nas wczoraj na boiskach (ok. 21st) odbierałam już jak upał; być może dlatego, że burzowe chmury i zbierający się opad deszczu sprawiały, że ciśnienie wariowało i jakoś trudno się oddychało, a może to ta odpowiedzialna za wszystko wilgoć w powietrzu... albo to już po prostu my, przyzwyczajeni do 12st każdego dnia ;)




















Dziękujemy Toniemu i Danielle za fantastyczne zdjęcia!

A co poza tym..? Paweł ma już za sobą pierwszy etap beach tour'u z Kevinem; w zeszły weekend odwiedziliśmy Skegness (kwintesencja małomiasteczkowo-nadmorskiego kiczu), gdzie było bardzo wietrznie, bardzo zimno i bardzo mokro.






 

Chłopaki walczyli dzielnie z warunkami atmosferycznymi, ale niestety dość szybko odpadli z turnieju. Trzeba przyznać - poziom siatkarski zarówno zawodników biorących udział, jak i organizacji zawodów - bardzo wysoki. Mam nadzieję, że do przyszłego roku uda mi się znaleźć partnerkę i zagrać, bo to naprawdę dobra siatkarska impreza.

Póki co mogę się pochwalić zakupem lampy LED i całego zestawu niezbędnych chemikaliów - teraz mogę sobie sama robić hybrydowy manicure :)


J.La

3 komentarze:

Arek i Willi pisze...

Miło poczytać Waszego bloga i dowiedzieć się co u Was słychać. Przy okazji składamy życzenia z okazji rocznicy +1 miesiąc Waszego ślubu. Wracajcie szybko, bo wódka się ogrzewa, a śledzik zielenieje !!
Pozdrowienia Arek i Willi

Anonimowy pisze...

Czemu tak długo nie ma wpisu!!! Asia do dzieła!!!
pozdrawiamy Marcin, Agnieszka i Mateusz

Anonimowy pisze...

I jak tam po kolejnych dwóch latach? :-)

Sądząc z bloga, nie jest źle! Ale zobaczyłbym Was na żywo...

Krzyś